Fairy Tail JN Wiki
Advertisement

Autor:Animka15

                  Fanfik,pt. "Sokkue"


Opis opowiadania: Czy zastanawiałeś/aś się się kiedyś,jak wyglądały rządy Króla Smoków? Co się wydarzy,gdy o najlepsza wojowniczka zeszłej ery spotka się z obecną Królową Wróżek? Która zwycięży? Zobacz sam ,jak potoczą się losy stanowczej Kapitan Sokkue,gdy poprzez magię retrogresywną przetrwa do naszych czasów? Kim tak naprawdę jest dziewczyna o dwóch magiach?

                                       

Chapter 1 ,pt. Następczyni.

Akcja dzieje się w czasach,kiedy to Królestwo Fiore nie znało Gildii Fairy Tail.Nie znało żadnej z obecnie istniejących zrzeszeń magów.Ich członkowie nawet jeszcze nie stąpali po ziemi,ale ...ona...dopiero zaczynała swoje życie...życie,które miało przyjąć niespodziewany obrót.

-Czy wojska są gotowe?-spytał postawny mężczyzna siedzący na pozłacanym tronie,jego twarz zakrywał cień,który "pałęsał" się po kanciastych rogach komnaty.

-Tak,jesteśmy gotowi na najazd-odpowiedziała srebrnowłosa,młoda dziewczyna odziana w zbroję równie połyskującą co jej włosy.

-Dobrze,to chciałem usłyszeć.Wiesz co robić,nie przynieś mi wstydu,kapitan Sokkue-odpowiedział mężczyzna z uśmiechem wyrażającym zachwyt swoją własną potęgą,możliwością zdobycia ,praktycznie,wszystkiego.

Niby zwykły władca,zadufony w samym sobie,mających pod swoją władzą wiele podbitych ziem i ich mieszkańców.Ziemie dlań Wysokości podbijała zdyscyplinowana i najlepiej możliwie wyszkolona armia z bezwzględną młodą kapitan,która nie w naturze swej miała odpuszczać  cel,a co dopiero królewski rozkaz.Nie znała słowa"poddać się".Ale władca,któremu służyła był tym od którego imienia miał zadrżeć cały magiczny kraj,bowiem zwał on się...Acknologia,władca wszystkiego czego tylko pragnął.

Kapitan królewskiej armii ukłoniła się przed obliczem króla i pewnym krokiem odwróciła się i skierowała do wyjścia z komnaty.Nad łukiem żelaznych drzwi wisiały ozdobne głowy "łownej zwierzyny",tak przynajmniej nazywał je Acknologia,o ile za taką zwierzyną uzna się...smoki,stworzenia posiadające ogrom magicznej mocy w swoich ciałach,stworzenie inteligentne,myślące i czujące.

W rogu przy wyjściu znajdował się wielki miecz,którego uchwyt wykanany był z najczystszego złota,ozdobionego jednym szafirem,na środku uchwytu.Jego ostrze nie dotykało podłogi,gdyż znajdowało się w pochwie wykonanej z łusek smoczych ofiar,ewidentnie od tego ostrza zginęły niektóre z tych olbrzymów.

Dziewczyna miała już przekroczyć próg drzwi,lecz jeszcze tylko usłyszała krótkie mamrotanie.

-Nie miej litości dla tych,którzy sprzeciwiają się mojej woli,nie zapominaj kim jesteś.Nigdy.

-Wiem,nie zawiodę cię,o...khmm,mój królu-odpowiedziała szepcząc skierowana w inną stronę co on.Wzięła szybki oddech,westchnęła i w końcu opuściła komnatę.

Przechodząc przez korytarz nawet nie chciała podziwiać wielu "dzieł sztuki",które tam się znajdowały.

Minęła przestrzeń i znalazła się na zamkowym dziedzińcu.Armia już czekała. Noc twała od kilku godzin.Gwiazdy spowiła ciemna mgła.

-Baczność! Ruszamy-wykrzyknęła pani kapitan.

-Magia Lunarna:Nocne Skrzydła-kiedy wypowiedziała te słowa na jej plecach pojawił się kształt przypominający skrzydła utworzone z niebieskawej mgły. Oderwała nogi od ziemi i wskazała kierunek żołnierzom.Z góry nadzorowała całą sytuację.

Szybko armia Sokkue dotarła do jednej z wiosek.Żołnierze bez szmeru podpalili słomiane dachy płomieniem z łuczywa.Wybuchła panika w wiosce,wieśniaków zbudził swąd spalenizny.

-To Armia Koszmaru!-wykrzknął jeden z wieśniaków,ale potem jego ciało przeszyło ostrze jednego z żołnierzy.

Sokue przyglądała się wszystkiemu z wysokości.Nie miała uśmiechu na ustach,ale też nie było na jej twarzy grymasu żalu czy goryczy.Nie było emocji.

Dym wzniecał się coraz szybciej,biednym mieszkańcom nie pozostała żadna droga ucieczki.Ich los był przesądzony...

Sokue wylądowała na jednym z pobliskich wzgórz,miała widok na wszystko. Skrzydła rozproszyły się w magiczny sposób,pozostawiając po sobie ledwo widoczne punkciki.Część oddziału najwyraźniej zaczaiła się również w tym miejscu,aby odciąć drogę przez las.


-Wszystko skończone,pani kapitan.

-Wracajcie do zamku,ale najpierw zwołajcie resztę oddziału-rozkazała dziewczyna.

-Według rozkazu-chłopak zasalutował i skierował się ku reszcie oddziału.

-Mamy kogoś!-poinformował inny żołnierz.

-Hmm? Przyprowadźcie go tu-zwróciła swoje błękitne oczy na małą dziewczynkę trzymaną za ręce przez dwóch żołnierzy.

-Boję się...chcę do mamy i taty...-powiedziała dziewczynka.

Sokkue skierowała wzrok na wygaszającą się już wioskę.

-Wszyscy inni są...-wyksztusił legionista.

-Wiem to.Odejdźcie,ja zajmę się tym dzieciakiem-powiedziała pani kapitan.

Dziewczynka upadła do jej kolan i zaczęła coraz mocniej szlochać.

-Przestań płakać-dziewczyna dobyła jednego ze sztyletów,które miała doczepione do zbroi.

-Proszę,nie!-wykrzyknęła dziewczynka,ale ta złapała ją gwałtownie za rękę.

Młoda wojowniczka nie wiedziała,że nie tylko ona korzysta z osłony nocy.Zza krzaków obserwowała ją para dymiących,pokrytych niebieską łuską nozdrzy z wyżej  świecącymi ślepiami.Dziewczyna nie miała pojęcia,że jest obserwowana.

Wyszeptała coś do dziecka i skierowała sztylet prosto w dziewczynkę.Upadła.Sokue nad nią stała ,dzierżąc sztylet w dłoni.

-Panii kapitan?-spytał jeden z legionistów.

-Czy ja,do cholry,nie kazałam Wam wracać do zamku?-powiedziała zdenerwowana.

-Tak,ale chcieliśmy na panią zacze...

-Zejdź mi z oczu i wykonuj należycie rozkazy jeżeli nie chcesz źle skończyć.

-Jaa....hm...

-Ruchy!-oczy dowódczyni błysnęły złowieszczą poświatą.

Żołnierz tylko spojrzał na ciało dziewczynki i oddalił się.Wtedy Sokkue odwróciła się.W części zbroi,która zakrywała jej prawą nogę był wbity sztylet.Szybko go wyjęła i schowała do pochwy z tyłu zbroi.Uszczerbek zakryła peleryną,przyczepioną do jej jakże wytrzymałego wykonanego z najlepszych znanych wówczas surowców pancerza.

Oddaliła się taki tempem,że dziewczynka nim wstała, już jej nie dostrzegła..Podszedł do niej smok skrywający się wcześniej w krzakach.Objął dziewczynkę szyją..Najwidoczniej dziecko było jednym ze smoczych podopiecznych.

Sokue zdała raport królowi :

-Wszystko poszło zgodnie z twym mądrym planem,Panie.

-Czy cała wioska została doszczętnie spalona?-spytał król.

-Tak- odpowiedziała.

-Na pewno?-spytał ponownie.

-Tak,przyrzekam-odpowiedziała stanowczo Sokue.

-Nie będę sprawdzał czy twoje słowa są prawdą,bo wiesz jaka kara grozi zdrajcom...skończą jako moje trofeum.

-Tak,wiem o tym-nie przestraszył jej te słowa.

-Zatem odejdź- odrzekł chłodno król.

Dziewczyna poszła do swojej komnaty,zdjęła zbroję i opatrzyła swoje udo.Mały odłamek uszkodzonej zbroi zranił tkankę,ale nie była to spora rana.Sokkue jak gdyby nic założyła opatrunek i podeszła do łoża z baldachimem.Na drewnianej skrzyneczce położyła oba sztylety ,które schowane były w skórzanych odzieniach. Jaką siłę musiały posiadać w sobie te ostrza skoro przebiły nawet najtwardszy pancerz...



                          Koniec chapteru 1.

Advertisement